Odwiedzenie Japonii było w naszych planach.
Może nie tak szybko, bo mamy jeszcze białe plamy na mapie Azji, i może nie
teraz akurat, bo kraje wysoko rozwinięte mieliśmy sobie zostawić na później.
Nasz plan, że będzie urlop majowybył już dawno zatwierdzony. Pod koniec
miesiąca obchodzimy szklaną rocznicę naszego małżeństwa (ciekawe czy ktoś wie
jaka to jest?). Cynową obchodziliśmy w fantastycznym i dynamicznym miejscu co pozwoliło nam ustanowić świecką tradycję celebracji właśnie tego tego
dnia. Nowa Linia Lotnicza (tu bez reklamy), która niedawno pojawiła się na polskim rynku powitała nas
mówiąc Hello Tomorrow oraz zanęciła pomysłem odwiedzenia Tokio, oferując ceny
niczym na Black Friday albo z okazji Memorial Day. I tak postanowiliśmy eksplorować
chyba najbardziej egzotyczny azjatycki kraj. Na pewno pod względem kuchni,
języka, tradycji … i swego rodzaju niedostępności
Do Japonii zaciągnęła nas odmienność.
Jedzenie. Już w ubiegłym roku pod wpływem
Gillian (McKeith, jakby ktoś nie wiedział) włączyłam do diety zupę miso oraz
wodorosty. Wprawdzie nie wierzę, że mogę dożyć wieku najstarszego mężczyzny na
świecie Jirōemon Kimuralat, badatela, 116, ale spróbować warto. Pan podobno codziennie
zjada owsiankę (ja też), zupę miso (ja
nie) oraz warzywa (ja też, tylko czy te co ten pan?) Opiekuje się nim wdowa po
najstarszym synu oraz wdowa po jednym z 15 wnuków!!! Tutaj mi się trudno do
niego porównywać. Pan Jiroemon
interesuje się sumo. Ciekawe co to znaczy. Chyba nie jest jednak zawodnikiem –
bo takiego wieku z nadwagą się nie dożywa. Przyjedziemy właśnie na koniec
sezonu sumo w Tokio. Nie zobaczymy
zawodów niestety, bo bilety zostały już dawno wyprzedane. To nas ominie;(. Może
za to zdecydujemy się zobaczyć, chociaż urywek Kabuki czyli tradycyjnego teatru japońskiego. Całej sztuki pewnie nie zniesiemy – bo trwa
kilka godzin, a fabula pewnie podobna do Madamme Butterfly – tylko w zwolnionym
tempie. Podobno można kupić bilety na wybrany akt. Teatr jest właśnie otworzony
po wieloletnim remoncie, o czy poinformował mnie zaprzyjaźniony Japończyk.
Spróbujemy.
Na 100%
prześpimy się w ryokan (hotele w stylu
japońskim) oraz wykąpiemy się w onsen
(japońskie łaźnie). Jest jeszcze opcja, że się nie wykąpiemy, jeśli
zdecydujemy, że tego dnia się jednak nie wymyjemy albo wstydzimy się pokazać
innym mieszkańcom hotelu w stroju Adama i Ewy. I tak nasz pokój nie będzie miał
łazienki, tylko publiczną łaźnię co niestety nie oznacza to, że będzie tańszy.
Wręcz odwrotnie. W planach mamy jeszcze odwiedzenie innego typowo japońskiego
hotelu. Nie mam tu na myśli hotelu kapsułkowego, który jest powszechnie
dostępny przy dworcach hotelowych i służą np. biznesmenom, którzy zbyt zmęczeni
pracą nie mają siły na kilkudziesięciominutową podróż do domu. Love hotels, też
są w planach, tym bardziej, że wynajmuje się je na godziny, a obsługa jest
dyskretna i niewidoczna .Chcemy się tam znaleźć z powodów antropologicznych. No
i po za tym będzie to fajny tytuł posta w tym blogu„: „Byłam z nim w love hotels”.
Od razu ilość odwiedzin by nam wzrosła znacząco;)
W ogóle mam wrażenie, że nasz wybór wyjazdu do
Japonii nie był zupełnie przypadkowy. To było chyba działanie podprogowe.
Pandora już od dawna kusiła mnie nowymi charmsami z wizerunkiem sakura czyli
kwitnącej wiśni. Moja ulubiona firma Essie wypuściła lakier do paznokci inspirowany
cherry blossom o pięknie brzmiącej nazwie Go Ginza. A gdy hiszpański producent
ubrań rzucił na wiosnę żakiecik w stylu kimona, musiałam od razu nabyć go drogą
kupna. Jacek będzie próbować odnaleźć kolegę sprzed lat Atsushi Nakagawa.