sobota, 8 czerwca 2013

007 w fabryce

Siedzę i siedzę i zastanawiam się jak opisać już 3 dzień naszego pobytu w Kioto. Wiem, wiem, wierni fani proszą, żeby opisać co się działo w poprzednich dnia. Na to przyjedzie jeszcze pora.

Kilka dni temu bez konsultacji z żoną napisałem do fabryki Mazdy w Hiroshimie, że chciałbym ich odwiedzić i zobaczyć jak działają. Nie napisałem oczywiście, że zajmuję się 6Sigmą i Lean Management – bo to domena Toyot-y i chyba by umarli jakbym to im w mailu o tym napisał. Myślałem, że pomysł wyjazdu do fabryki Magdusi się nie spodoba. A tu pełne zaskoczenie. Pobudka 6:00, shinkanzen Hikari o 07:16 i po 1h i 49 minutach jesteśmy w Hiroshimie, ponad 380 km dalej;)









Od samego wejścia potraktowano nas bardzo przyzwoicie. Jak każdego z ok.20 zwiedzających. Pięć razy proszono o zostawienie plecaków etc, zaproponowano kawę ze zniżką a także uprzedzono gdzie można a gdzie nie można robić zdjęć. Wyróżniono nas identyfikatorami. Akurat ja dostałem bardzo nietuzinkowy numer i to pozwoliło mi na 2 godziny wcielić się w rolę domowego agenta. 007. Cytuję więc za Wikipedią, żeby nie było wątpliwości, że może w jakimś niewielkim stopniu zasługuję na ten identyfikator.









007 to Komandor porucznik (Komandos )[jestem tylko szeregowym, ale byłe mężem zaufania w kompani na wojsku i czasami musiałem zachowywać się jak komandos wręczając np. skrzynkę wódki naszemu kapitanowi ]. Czytam więc dalej,  James Bond jest tajnym agentem  007 (podwójne zero ma oznaczać licencję na zabijanie w MI6 [zabijam się czasami śmiechem jak widzę zbyt poważnych ludzi, lub innych wzrokiem, w zależności od sytuacji]).No i co tam Wikipedia mówi dalej:  Jest przystojnym, inteligentnym i wszechstronnie wykształconym – zna się właściwie na wszystkim [o tutaj się prawie wszystko zgadza, mam przecież przydomek „wujek dobra rada” i dodatkowo przecież całe życie coś konsultuję; przystojny byłem w przedszkolu w rajstopkach] – światowcem w nieokreślonym wieku[coś tam w życiu widziałem, gdzieś tam byłem, Królową Brytyjską w karocy widziałem w 1989 roku; i niektórzy twierdzą, że nie mam tylu lat ile mam]. Ma nienaganne maniery [tu muszę nieco popracować, bo za bardzo przeklinam i ptysia nie potrafię jeść jak Jolanta K.], a edukację pobierał w Cambridge [tak, to prawda 24 lata temu, w czerwcu 1989 byłem na Uniwersytecie (nawet nie sam!!!)…zwiedzałem i chłonąłem co się dało]. Nosi eleganckie garnitury [bez przesady, ale mam taki czarny „grobowy” jak trzeba], jeździ supersamochodami [koledzy z pracy lepszymi, bo mają tańszy leasing, ale moja „M” jest na rasie boska;]. Jego ulubionym drinkiem jest martini z wódką, wstrząśnięte – nie zmieszane [tu się zupełnie nie zgadza, bo chyba najbardziej lubię zmrożoną żubrówkę;)]. Uwielbia towarzystwo pięknych kobiet[taak], ale pozostaje w stanie wolnym[mam wolny zawód] (raz[ jestem]był żonaty [tu się nie  zgadza]).









Prawie wszystko się zgadza. Wiem, wiem. Prawie robi różnicęJ. Ale trochę poszpiegowałem i agentem też byłem. Agent nie zapisuje informacji, agent nagrywa lub zapamiętuje. Nagrywać nie można było, bo by nas chyba rozstrzelali, ale coś tam zapamiętałe. A to, że Mazda ma najdłuższy na świecie prywatny most – ponad 500 metrów ma terenie kilkudziesięciu hektarów fabryki. Robi wrażenie. A to, że linia produkcyjna to ponad 7km, a budynek produkcji jest bez okien i ma długość ponad 1,2 km. Mówią, że bez okien, żeby mieszkańcom nie przeszkadzać, a wg. Mnie, żeby było ich trudniej szpiegować. Ostatecznie są pionierami różnych technologii, szczególnie jeśli chodzi o produkcję silników. Pani wymieniała co chwilę jakieś osiągnięcia min. dot. 24h godzinnego wyścigu – ale jakoś nie byłem w stanie zapamiętać. Mają 7 fabryk, i co ciekawe w USA największa to joint venture z Fordem;)  Z 21,000 tyś pracowników tylko tutaj pracuje ponad 8,000 z czego na taśmie produkcyjnej 800. Samotni pracownicy mają na terenie fabryki osiedle dla ponad 4100 osób, szpital i nawet uniwersytet na którym studiuje ponad 120 osób rocznie. Nieźle. Pani przewodniczka najmniej w sumie mówiła o samych samochodach, ale cóż, może tak jak ja na nich się po prostu nie znała.









Szkoda, bo chyba nie do końca ta wystawa pokazuje to co Mazdy wnoszą do motoryzacji min. piękne kształty. Ok., były wszystkie ważne modele, ale za mało było delektowania się tymi cudownymi krągłościami i dopieszczonymi detalami. Zamiast nich pokazano budowę silnika (ok., super) i dodatkowo jak produkuje się mazdę CX-5. Na mnie największe wrażenie zrobiły 2 modele. Pierwszy samochód osobowy, czyli Mazda R360 Coupe’1960. Na Magdzie Cosmo Sport (110S) z 1967roku (ta biała na zdjęciach) i absolutne moje marzenie na letnie popołudniowe jazdy po Gdyni i Sopocie czyli  MX-5 Miata rocznik 1989… czerwona. Jako agent próbowałem zapamiętać jeszcze tysiące szczegółów wystrzeliwanych z pani przewodniczki nienagannie umalowanych na czerwono ust, ale się nie dało.
Kilka jednak rzeczy samo podpatrzyłem na linii produkcyjnej Mazdy. Musze powiedzieć, że było to coś! Byliśmy tam może 30 minut i każdy z wycieczkowiczów oglądał to z otwartą buzią, a może nawet z opadniętymi szczękami. Linia dopracowana w szczegółach. Jej innowacyjność polega min. na tym, że jednocześnie może być montowanych 6 różnych modeli. Ludzie uwijali się jak „mróweczki”. Słychać było tylko szum taśmy, i od czasu do czasu podnośniki unosiły lub przenosiły kolejny model na i inny poziom. Ludzie pracowali rzeczywiście jak maszyny bez momentu wytchnienia. Pani tylko wspomniała, że linia staje co 2godziny na 15 minut i wtedy wszyscy idą na krótką przerwę… A co jak ktoś musi wcześniej? Pewnie jest jakiś system.



Oczywiście do Hiroshimy nie przyjechaliśmy tylko z powodu fabryki samochodów. Także, żeby zobaczyć w jakiś sposób Japończycy pokazują trudny fragment swojej historii, czyli swój udział w IIWŚ. To był dość wzruszający i bardzo emocjonująca część podróży. Japończycy nie pokazują się ze strony agresora w czasie wojny, a raczej ofiary, która ucierpiała najbardziej. Hirsoshima od wieków był miastem związanym z wojnami i przemysłem wojennym, dlatego tez została nieprzypadkowo wybrana przez Amerykanów jako miejsce zrzucenia  jednej z bomb. Większość swoich podbojów Japończycy zaczynali właśnie tutaj, dlatego też znalazła się na liście 14 potencjalnych miast. To co jest symbolem zrzucenia bomby to jeden z niewielu murowanych budynków (całość miasta była raczej drewniana) – teren wystawienniczo handlowy zbudowanych przez Czecha. Teraz wokół niego powstał park ze słynnym dzwonem pokoju, który rozbrzmiewa zawsze 6 sierpnia o 08:16:02 w rocznicę wybuchu.









Jest to bardzo spokojne i eleganckie miejsce, które w czasie kiedy my tam byliśmy było podbite przez tysiące dzieci. Każde z nich przyjechało tutaj z małym papierowym żurawiem, które składane są jako wyraz pamięci dla jednej z ofiar choroby popromiennej, która przed śmiercią zamarzyła sobie, że zrobi ich 1000. Nie zdążyła i dlatego dzieci przynoszą to jej w hołdzie. Cały teren razem z muzeum to nie jest teren poświęcony pamięci tych, którzy zginęli – mówi się o 100 -200 tysiącach, ale raczej protest przeciwko produkcji broni atomowej. Muzeum jest nastawione mniej na pokazywanie rozmiarów tragedii, bardziej na pokazanie co broń atomowa robi i kto i w jaki sposób ją wykorzystuje.







W parku napadały na nas dzieci. Chmary dzieci. Widać, że oprócz zwiedzania muzeum dostały także inne zadanie. Zobaczyć jak w praktyce można wykorzystać  znajomość języka angielskiego. Każde z dzieci miało 2 sposoby zatrzymywania obcokrajowców, którzy, tak jak my, z chęcią poddawali się temu. Jeden polegał na odpowiedzeniu na zestaw pytać: skąd jesteś, jak masz na imię, co ci się podoba w Japonii, czy masz jakieś przesłanie dot. Hiroshimy i tego miejsca. Wszystko ładnie wykaligrafowane w zeszytach z miejscami do wpisania odpowiedzi.  Drugi sposób polegał na tym, że chmara podlatywała do obcokrajowca i się po kolei przedstawiała…haczyk polegał na tym, że my tez musieliśmy się przedstawić i wpisać swoje imię na przekazanych nam karteczkach. Dzieci były słodkie, więc, podobnie jak w Pekinie wiele lat temu, robiliśmy sobie  z nimi zdjęcia do szkolnych gazetek.





Ja Hiroshimę zapamiętam nie tylko jako miasto pełne tragicznej historii, ale przede wszystkim jako miasto młodości i życia. No i oczywiście miasto Mazdy. Bo, bo tutaj nawet stadiuom jest Mazdy… a u nas Biedronka Arena… A nie lepiej Lidl arena?
Posted by Picasa

środa, 5 czerwca 2013

Polowanie na Geiko i Maiko

Oto jeden z wielu powodów dla których przyjechaliśmy do Kyoto. Dzielnica Gion. Ponad 20 „maiko”, czyli terminujących na bycie gejszami w przyszłości, krąży na niewielkim obszarze miasta. Tylko 17 gejsz, czyli artystek biorących udział w przedstawieniach. W ciągu 2 dni polowania ponad  5 godzinach wyczekiwania, dzięki pomocy przygodnie spotkanej 62 letniej fance Maiko, której mąż hobbistycznie robi zdjęcia udało nam się spotkać, namierzyć kilkanaście z nich. Jak je odróżnić najprościej? Geiko ma perukę, jest starsza. Maiko na dokładnie ułożone włosy, których nie myje przez tydzień.

Gdyby ktoś miał ochotę spędzić czas w ich towarzystwie przy kolacji to może to kosztować nawet 500,000 za 2 godziny – czyli ok. 5,000USD. Wygląda na to, że warto. Są piękne, wykształcone, dystyngowane, mają nienaganne maniery. A jeśli chodzi o turystów są pobłażliwe i pozwalają im robić zdjęcia. Gdyby jednak któryś z nich próbował do nich zagadać lub je zatrzymać mogłaby go spotkać spora nieprzyjemność.

My z zapartym tchem czekaliśmy na wyjście każdej z nich. Cierpliwość została nagrodzona. Podoba się Wam? My byliśmy zachwyceni i oczarowani.










































































Posted by Picasa